Zimno!
Zimno jak w
psiarni.
Zimno jakby w
piekle diabły strajkowały.
Zimno jakbym
otwierał pustą lodówkę.
A w mroźne dni najlepiej
rozgrzewa salep, czyli przygotowany z
bulw sproszkowanego storczyka napój, którym Turcy raczą się w okresie jesienno-zimowym.
Pierwszy raz o salepie opowiedziała mi Ola, gdy chłodnym, listopadowym
popołudniem spacerowaliśmy po stambulskich ulicach. Mówiła mi wtedy o pysznym białym
napoju, który konsystencją przypomina rzadki budyń. Ze storczyka? – dziwiłem
się. Czego ci Turcy nie wymyślą! I do tego posypany dużą ilością cynamonu.
I dopiero wtedy
zobaczyłem, że salep rzeczywiście
sprzedawany jest jesienią i zimą niemal na każdej ulicy. Dzieliliśmy się z Olą
wrażeniami, w którym miejscu smakował nam najbardziej. Moim zdaniem wyborny
salep był na İstiklal, w założonej w 1935 roku kawiarni Saray Muhallebicisi. Ale
najlepszy salep to ten pity z Olą, w jednej z osmańskich kawiarni. I nie
miałbym nic przeciwko, aby raczyć się nim od zimy do zimy, czy od lata do lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz