niedziela, 19 listopada 2017

Sienkiewicz w Stambule, Sztachelska w Białymstoku

Już dawno miałem o tej książce napisać, ale teraz mam ku temu okazję. 22 listopada o godzinie 17 prof. Jolanta Sztachelska będzie opowiadała w Książnicy Podlaskiej o swojej najnowszej książce "Henryk Sienkiewicz. Życie na walizkach".

Książka wspaniała. Jolanta Sztachelska, opisując podróże Sienkiewicza, doskonale oddziela perspektywę współczesną od XIX-wiecznej. Pisze, co Sienkiewicz widział, czego nie widział, a mógł zobaczyć, i czego nie absolutnie nie mógł. Przypomina czytelnikowi, że XIX-wieczne podróżowanie było doświadczeniem na wskroś innym niż współcześnie, bo i świat był inny. Ta książka pokazuje, że Sienkiewicz był podróżnikiem przed duże P, a Jolanta Sztachelska jest historykiem literatury przez duże H!

A do Stambułu Sienkiewicz również zawitał, dlatego poniżej zamieszczam kilka smaczków z książki prof. Sztachelskiej. 

"Podczas pobytu w Stambule podróżnicy chętnie wypuszczają się w miasto. Ale pierwsze wrażenia z tych wizyt nie są pozytywne. Miasto wydaje się bardzo rozległe, chaotycznie zabudowane i potwornie brudne (...) Spotkanie z Konstantynopolem jest dla Sienkiewicza szokiem. Pisarz nie jest w stanie zaaprobować wszechobecnego chaosu, bylejakości i brudu, których skala zdumiała go i przerosła najśmielsze oczekiwania".



"Z listów Sienkiewicza nader często przebija wielkie rozczarowanie. Zbyt wiele oczekiwał – podróż go rozczarowała! Nic go naprawdę nie poruszyło, nie zachwyciło, nie przemówiło do wyobraźni. Krótkie wytchnienie dały jedynie Wyspy Książęce oglądane na morzu za gęstą mgłą i widok na Morze Marmara. Humor pisarz odzyskał dopiero podczas wycieczki na Wielki Bazar, na którym można było spotkać ludzi z całego świata. W liście do szwagierki Sienkiewicz nie żałuje szczegółów,
zainteresowały go tutejsze zwyczaje: 
Oprowadza nas po nim malarz Farnetti, Polak, który zna Stambuł doskonale i umie wszystko tanio kupować. – Żebyś Ty wiedziała Hanem, jak się w tym Bazarze malują rozmaite temperamenty narodowe. Turek się nie targuje. Powiada swoją cenę i gdy mu ofiarują mniejszą, podnosi w górę głowę, mówiąc: jok! – nie! Ledwie raczy gadać z kupującym. Żydzi tak się ujadają jak u nas, a z Grekami cała tragedia: „Dzieci moje umrą z głodu, żona! Chcesz je zabić? Chcesz odpowiadać przed Bogiem? Napluj mi w twarz, jeśli mogę oddać za tę cenę. – Wychodzisz Czelabi! Effendi! Monsieur! Gospodin! – bierz!

Nic dodać, nic ująć, tak się i dziś targuje na Grand Bazarze, prawda Kamil?

Miłej lektury!
Zdjęcie z naszej wyprawy do Zagrzebia




sobota, 18 listopada 2017

Sto pytań do...

Na Uniwersytecie w Stambule ominęła mnie przyjemność prowadzenia zajęć na hazırlıku (hazırlık ‘przygotowanie’ od hazır ‘gotowy, przygotowany’), czyli na roku zerowym. Kurs przygotowawczy jest dość popularny na tureckich uczelniach, zwłaszcza jeśli późniejsze studia prowadzone są częściowo lub w całości w języku obcym. Właśnie na takim intensywnym kursie uczyłem się – zwracam uwagę na czas przeszły – języka tureckiego.
Mój kurs tureckiego, przynajmniej na razie, to już zamknięty rozdział, ale na lekcje z przyszłymi studentami filologii polskiej ostatnio się wybrałem. Grupa wcale niemała – około 25 osób, więc i prowadzenie zajęć do najłatwiejszych nie należy.
Na początku trochę rozmawiamy, to znaczy ja zadaję pytania, a studenci opowiadają o sobie. Powtarzamy w ten sposób podstawowe konstrukcje z biernikiem (lubię, mam) oraz narzędnikiem (jestem, nie/interesuję się), które pewnie śnią się po nocach lektorom prowadzącym zajęcia na poziomie A1. Następnie proszę studentów, aby każdy na kawałku kartki zapisał dwa pytania do mnie. Ale nie ma lekko. Jeśli zdania będę napisane poprawnie, odpowiem na nie. Jeśli nie, sorry, odpowiedzi nie będzie. Ale wtedy pytanie zapisuję na tablicy, a studenci muszą je poprawić. W uczniach zawsze rodzi się dylemat – pójść na łatwiznę i zapytać o to, co było do znudzenia powtarzane na lektoracie, czy jednak zaryzykować i zadać pytanie oryginalne, wyjątkowe, a czasem nawet intymne.
Z czapki, którą pożyczyłem od młodego Turka, wyciągam karteczki z kolejnymi pytaniami: Jak często pan ogląda telewizyi? Co lubić robić w weekend? Co pan lubie jeść na obiad? Lubie pan Tucji? Czy pan lubie słucham muzyki? Czym pan jezdzi na uniwersytet?
Uzewnętrzniać się za bardzo nie muszę, natomiast studenci mają sporo poprawiania. I za każdym razem, gdy wyciągam kartkę, widzę ten moment niepewności w ich oczach. Czy tym razem będzie dobrze, czy jednak znowu się nie udało.
Jedno z pytań wzbudziło jednak moją wesołość.



Tak, wyjątkowo na to pytanie odpowiedziałem. Wytłumaczyłem, próbując zachować przy tym całkowitą powagę, że butów się nie gotuje, ale kupuje się. A wybrała je moja serdeczna koleżanka Marysia w jednym z białostockich sklepów ;-)




czwartek, 2 listopada 2017

gar włós

Stambuł Stambułem, ale pracować trzeba. Przygotowujemy właśnie z Katarzyną Szostak-Król drugie wydanie "Podlaskich opowieści i legend dla obcokrajowców".

Gdyby ktoś nie widział pierwszego, śmiało można je pobrać ze strony:

http://onw.org.pl/wp-content/uploads/2015/12/podlaskie-legendy-i-opowiesci-_interactive.pdf

A ponieważ czasem mam naprawdę dziwne skojarzenia, będzie zagadka.
Jakie zwierzę ukryło się w tym obrazku?

;-)