Wczoraj, ni stąd, ni zowąd, jak
piorun z jasnego nieba, naszła mnie refleksja nad słowem piorun. Bo i wiosna przyszła, a wiadomo,
że jak wiosna, to burze, a jak burze, to tylko z piorunami. Bo co to za burza
bez piorunów? Jakby Bolek bez Lolka, Żwirek bez Muchomorka czy Antoni bez Miśka. Do stu piorunów! Piorun,
czyli ‘grom, błyskawica’ powstał od czasownika *pьrati, *per ‘bić, uderzać, razić’. Od tego samego rdzenia utworzono
czasownik prać oraz rzeczownik pranie! Bo przecież pranie polegało na uderzaniu odzieżą o wodę, na ciskaniu nią tak
długo, aż stanie się czysta. Do dziś sprać
kogoś, to zapewnić komuś atrakcje w postaci fangi w nos, muki w ramię oraz
razów i ciosów w inne części ciała. W ramach rewanżu za te razy można cisnąć w kogoś piorunami, a nawet piorunować, czyli używać przekleństw
zawierających słowa piorun, czyli A niech
Cię jasny (albo nawet siarczysty) piorun!, Do stu piorunów! A teraz już piorunem biorę się do pracy!