Zamiast napisać krótko o wspaniałym pałaszu (czy ktoś jeszcze pamięta, że
pałasz to broń podobna do szabli?), wylewał całe morze atramentu: Czuł w reku pałasz, pałasz swój złoty,
ukochany, potężny, mocniejszy od błysku tysiąca zdradzieckich karabinów. W
jego powieściach woda nie mogła po prostu cicho płynąć, bo woda zwijała się wartkimi, mrówczymi skręty, bez szelestu, bez szmeru,
bez głosu..., a jeśli już coś zabiera, to odmywa i odkrusza wszystko, co jest przemijające, podatne, słabe,
sypkie, co da się odłamać, oderwać, rozproszyć i odmyć. Jakby ktoś jej
zabronił tak normalnie, prozaicznie i przyziemnie.
Dziwni byli bohaterowie jego książek. Zwykle rozemocjonowani, potrafili runąć na ziemię dusząc się od łkania, bo
nie mogli tak zwyczajnie sobie popłakać. A nawet jeśli wyznawali swe uczucia w sposób spokojny, to zarazem i zimny (...), bez cienia afektacji, wstydu fałszywego
i fałszywej czułości.
Na zajęciach z historii języka polskiego tłumaczyłem studentom, że jedną z
najistotniejszych cech stylu Stefana Żeromskiego jest skłonność do gromadzenia i
szeregowania synonimów. Żeromski nie mógł nas zostawić z jednym słowem –
potrzebował całego ciągu synonimicznego. Nie umiał wybrać najlepszego? Wręcz
przeciwnie! Troszczył się o język z wielką pieczołowitością, czy jakby dodał
pisarz z drobiazgowością, staraniem i dbałością, dlatego chciał pokazać
czytelnikom cały wachlarz możliwości polszczyzny. Dlatego Żeromskiego trzeba
czytać, właśnie z pełną świadomością całego bogactwa jego stylu artystycznego,
ale absolutnie nie można go naśladować! Bo to co pod piórem pisarza stało się
żeromszczyzną, czyli charakterystycznym dla utworów Żeromskiego sposobem pisania,
u zwykłego zjadacza chleba jawi się jako grafomania, dyletanctwo i bazgranina.
Pomysł czytania „Przedwiośnia” w wersji pozbawionej epitetów i powtórzeń to językowe oskubanie jednej z najważniejszych książek polskiej literatury, kastracja stylu Żeromskiego i pauperyzowanie historii polskiego stylu
artystycznego.
I zastanawia mnie, kto następny do poprawki? Chyba Adam Mickiewicz, bo u niego
za dużo tych pól malowanych zbożem
rozmaitem, panieńskim rumieńcem
dzięcielina pała, a jakby tego
było mało, to jeszcze z rzadka ciche
grusze siedzą.