sobota, 27 października 2012

Urlop dla taty



Rząd ma genialny pomysł, jak zachęcić Polki do rodzenia. Recepta na dzieci jest bardzo prosta – wystarczy wydłużyć do roku urlopy rodzicielskie. Kobiety będą mogły teraz na urlopie macierzyńskim spokojnie zajmować się swoim skarbem przez pełne dwanaście miesięcy. A że chęć posiadania potomka wymaga zaangażowania (w różnym stopniu) także osobnika płci mniej pięknej, to i dumny tatuś, jeśli tylko zdecyduje sie na urlop tacierzyński, spędzi więcej czasu w domu z nowonarodzonym maluchem. I to mi się właśnie nie podoba. To znaczy nie pomysł, ale dziwna jednostka językowa urlop tacierzyński, która nijak nie pasuje do tego, co przysługuje matce.
Urlop macierzyński został utworzony od wyrazu macierz, czyli ‘matka’. W takim znaczeniu słowem tym posługiwała się jeszcze Dąbrowska, gdy pisała: Póki to młode ptaszę (…) łamało sobie piórka, stara macierz spoglądała z niepokojem, każdej chwili gotowa lecieć na pomoc. Dziś już jednak macierz to raczej podniosłe określenie ‘ojczyzny’ czy ‘polskiego stowarzyszenia oświatowego’, jak na przykład Polska Macierz Szkolna na Białorusi. A na określenie ‘kobiety, która ma dziecko’, zamiast wyrazem macierz, w sytuacjach oficjalnych posługujemy się leksemem matka.
Odpowiednikiem wyrazu matka jest ojciec (tata/tato to odpowiednik wyrazu mama), więc od tej podstawy należałoby utworzyć określenie ‘urlopu dla ojca’, czyli urlopu ojcowskiego. Zresztą taka jednostka funkcjonuje współcześnie w języku. A. Dąbrowska w ostatniej „Polityce” (43/2012) pisze: Jeśli będzie jeszcze ministrem, to na pewno urlop ojcowski podniesie wskaźniki jego popularności. Zgadzam się z tym całym sobą. Urlop ojcowski z pewnością wpłynie na popularność ministra, co przełoży się na wzrost wielbionych przez PO sondaży. Tacierzyński (utworzony od słowa tacierz, którego nigdy nie było w polszczyźnie) chyba raczej nie, bo to i brzmi jakoś dziwnie, i mam wrażenie, że trochę redukuje rolę ojca, którego tylko pieszczotliwie i zdrobniale można nazwać tatą.



niedziela, 21 października 2012

Galerianka


W Wykładach z leksykologii Andrzej Markowski zastanawia się nad trwałością słowa galerianka. Ton wypowiedzi zdradza jednak wyraźnie emocjonalny stosunek Pana Profesora do określanego przez leksem zjawiska:

„Trudno przewidywać, czy utrzyma się w języku wyraz galerianka; zależy to od tego, czy patologia obyczajowa, do której się on odnosi, zostanie przezwyciężona”.
 A przecież wypowiedzi stylu naukowego powinny być obiektywne i nieemocjonalne. Zwłaszcza w podręczniku akademickim wydanym przez PWN.



niedziela, 14 października 2012

Oddaj fartucha


Najpierw bawił nas kuciak Paskala Brodnickiego. Potem wyraźnie szydziliśmy z tap madl pięknej Dżoany. Teraz przyszedł czas na Michela Morana i jego oddaj fartucha, które to jedni pokochali bardziej, a inni nieco mniej.  Choć trzeba przyznać, że jak na Francuza, który od 8 lat mieszka w naszym kraju, Moran mówi po polsku wcale dobrze. Co oczywiście nie znaczy, że bezbłędnie. 
Jednym z głównych problemów Francuzów jest mówienie i zamiast y. Stąd trafia się: dziefcina, szipko, czitam. W sumie jednak trzeba przyznać, że Moran ma wymowę dość twardą - w dzisiejszym "Master Chef" raz tylko usłyszałem sistem pracy
Więcej kłopotów sprawia mu fleksja. Zazwyczaj zapomina o odmianie w zakresie biernika: zaczynamy konkurencja, włóż blacha; częściej jednak w różnych konstrukcji z dopełniaczem: nie zapomni ten stres, to jest bez żart, dużo woda, kiedy używasz cytryna. Niejednokrotnie także w innych przypadkach: zajmować się mięso (narzędnik), co się działo na poligon (miejscownik). Chyba jednak kuchmistrz ma świadomość swoich niedociągnięć, bo czasem też przesadza z odmianą, co doprowadziło do powstania znamiennego: oddaj fartucha (a przecież fartuch, choć rodzaj męski, nie ma serca, więc w bierniku nie trzeba dodawać -a).
Zabawnie brzmią lapsusy w zakresie rodzaju męsko- i niemęskoosobowego. O 200 motocyklistach dziś wypsnęło mu się: głodne mężczyzny są w drodze oraz oni będą głodne (po czym jednak trochę poprawił się i dodał: głodni mężczyzny już dojeżdżają). 
Całkowicie rozgrzeszam go z pomyłek typu: piętnaście minut został, chwalić was jeden dzień (w znaczeniu jednego dnia), bo w tych konstrukcjach błędu nie popełni tylko master języka polskiego. Albo Master Chef.