Najpierw bawił nas kuciak Paskala
Brodnickiego. Potem wyraźnie szydziliśmy z tap madl pięknej Dżoany.
Teraz przyszedł czas na Michela Morana i jego oddaj fartucha, które to
jedni pokochali bardziej, a inni nieco mniej. Choć trzeba przyznać, że
jak na Francuza, który od 8 lat mieszka w naszym kraju, Moran mówi po polsku
wcale dobrze. Co oczywiście nie znaczy, że bezbłędnie.
Jednym z głównych problemów Francuzów jest
mówienie i zamiast y. Stąd trafia się: dziefcina,
szipko, czitam. W sumie jednak trzeba przyznać, że Moran ma wymowę dość
twardą - w dzisiejszym "Master Chef" raz tylko usłyszałem sistem
pracy.
Więcej kłopotów sprawia mu fleksja. Zazwyczaj
zapomina o odmianie w zakresie biernika: zaczynamy konkurencja, włóż
blacha; częściej jednak w różnych konstrukcji z dopełniaczem: nie
zapomni ten stres, to jest bez żart, dużo woda, kiedy używasz cytryna. Niejednokrotnie
także w innych przypadkach: zajmować się mięso (narzędnik), co
się działo na poligon (miejscownik). Chyba jednak kuchmistrz ma świadomość
swoich niedociągnięć, bo czasem też przesadza z odmianą, co doprowadziło do
powstania znamiennego: oddaj fartucha (a przecież fartuch,
choć rodzaj męski, nie ma serca, więc w bierniku nie trzeba dodawać -a).
Zabawnie brzmią lapsusy w zakresie rodzaju męsko-
i niemęskoosobowego. O 200 motocyklistach dziś wypsnęło mu się: głodne
mężczyzny są w drodze oraz oni będą głodne (po
czym jednak trochę poprawił się i dodał: głodni mężczyzny już dojeżdżają).
Całkowicie rozgrzeszam go z pomyłek typu: piętnaście
minut został, chwalić was jeden dzień (w znaczeniu jednego dnia), bo w tych konstrukcjach
błędu nie popełni tylko master języka
polskiego. Albo Master Chef.
Miło jest czasami usłyszeć nową konstrukcję, nawet jak jest niepoprawna. Sławne "tap madl" do dzisiaj jest miłym tematem żartów i świetnie rozładowuje atmosferę :)
OdpowiedzUsuń