Na Uniwersytecie w Stambule ominęła mnie przyjemność prowadzenia zajęć na hazırlıku (hazırlık ‘przygotowanie’ od hazır ‘gotowy, przygotowany’), czyli na roku zerowym. Kurs przygotowawczy jest dość popularny na tureckich uczelniach, zwłaszcza jeśli późniejsze studia prowadzone są częściowo lub w całości w języku obcym. Właśnie na takim intensywnym kursie uczyłem się – zwracam uwagę na czas przeszły – języka tureckiego.
Mój kurs tureckiego, przynajmniej na razie, to już zamknięty rozdział, ale na lekcje z przyszłymi studentami filologii polskiej ostatnio się wybrałem. Grupa wcale niemała – około 25 osób, więc i prowadzenie zajęć do najłatwiejszych nie należy.

Z czapki, którą pożyczyłem od młodego Turka, wyciągam karteczki z kolejnymi pytaniami: Jak często pan ogląda telewizyi? Co lubić robić w weekend? Co pan lubie jeść na obiad? Lubie pan Tucji? Czy pan lubie słucham muzyki? Czym pan jezdzi na uniwersytet?
Uzewnętrzniać się za bardzo nie muszę, natomiast studenci mają sporo poprawiania. I za każdym razem, gdy wyciągam kartkę, widzę ten moment niepewności w ich oczach. Czy tym razem będzie dobrze, czy jednak znowu się nie udało.
Jedno z pytań wzbudziło jednak moją wesołość.
Tak, wyjątkowo na to pytanie odpowiedziałem. Wytłumaczyłem, próbując zachować przy tym całkowitą powagę, że butów się nie gotuje, ale kupuje się. A wybrała je moja serdeczna koleżanka Marysia w jednym z białostockich sklepów ;-)
"Jeśli zdania będę napisane poprawnie, odpowiem na nie. Jeśli nie, sorry, odpowiedzi nie będzie". Dobry pomysł. Podkradam!
OdpowiedzUsuń