Już dawno miałem o tej książce napisać,
ale teraz mam ku temu okazję. 22 listopada o godzinie 17 prof. Jolanta
Sztachelska będzie opowiadała w Książnicy Podlaskiej o swojej najnowszej książce "Henryk
Sienkiewicz. Życie na walizkach".
Książka wspaniała. Jolanta Sztachelska,
opisując podróże Sienkiewicza, doskonale oddziela perspektywę współczesną od
XIX-wiecznej. Pisze, co Sienkiewicz widział, czego nie widział, a mógł
zobaczyć, i czego nie absolutnie nie mógł. Przypomina czytelnikowi, że
XIX-wieczne podróżowanie było doświadczeniem na wskroś innym niż współcześnie,
bo i świat był inny. Ta książka pokazuje, że Sienkiewicz był podróżnikiem przed
duże P, a Jolanta Sztachelska jest historykiem literatury przez duże H!
A do Stambułu Sienkiewicz również zawitał, dlatego poniżej zamieszczam kilka smaczków z książki prof. Sztachelskiej.
"Podczas pobytu w Stambule podróżnicy
chętnie wypuszczają się w miasto. Ale pierwsze wrażenia z tych wizyt nie są
pozytywne. Miasto wydaje się bardzo rozległe, chaotycznie zabudowane i
potwornie brudne (...) Spotkanie z Konstantynopolem jest
dla Sienkiewicza szokiem. Pisarz nie jest w stanie zaaprobować wszechobecnego chaosu, bylejakości i
brudu, których skala zdumiała go i przerosła najśmielsze oczekiwania".
"Z listów Sienkiewicza nader często
przebija wielkie rozczarowanie. Zbyt wiele oczekiwał – podróż go rozczarowała!
Nic go naprawdę nie poruszyło, nie zachwyciło, nie przemówiło do wyobraźni.
Krótkie wytchnienie dały jedynie Wyspy Książęce oglądane na morzu za gęstą mgłą
i widok na Morze Marmara. Humor pisarz odzyskał dopiero podczas wycieczki na
Wielki Bazar, na którym można było spotkać ludzi z całego świata. W liście do
szwagierki Sienkiewicz nie żałuje szczegółów,
zainteresowały go tutejsze zwyczaje:
Oprowadza nas po nim malarz
Farnetti, Polak, który zna Stambuł doskonale i umie wszystko tanio kupować. –
Żebyś Ty wiedziała Hanem, jak się w tym Bazarze malują rozmaite temperamenty narodowe. Turek się nie targuje. Powiada
swoją cenę i gdy mu ofiarują mniejszą, podnosi w górę głowę, mówiąc: jok! –
nie! Ledwie raczy gadać z kupującym. Żydzi tak się ujadają jak u nas, a z
Grekami cała tragedia: „Dzieci moje umrą z głodu, żona! Chcesz je zabić? Chcesz
odpowiadać przed Bogiem? Napluj mi w twarz, jeśli mogę oddać za tę cenę. –
Wychodzisz Czelabi! Effendi! Monsieur! Gospodin! – bierz!”
Nic dodać, nic ująć, tak się i dziś targuje na Grand Bazarze, prawda Kamil?
Nic dodać, nic ująć, tak się i dziś targuje na Grand Bazarze, prawda Kamil?
Miłej lektury!
![]() |
Zdjęcie z naszej wyprawy do Zagrzebia |