niedziela, 17 czerwca 2012

Zupa, której nigdy nie było


A propos Magdy Gessler. Wybrałem się do Augustowa, aby odwiedzić restaurację Greek Zorbas (a może Grek Zorba?). Obecnie lokal chyba najbardziej znany (nie mylić z najbardziej popularnym) w całym mieście, właśnie ze względu na przeprowadzoną tam rewolucję warszawskiej restauratorki, kreatorki smaku i stylu.
Wnętrze nie do końca gesslerowskie, kuchnia pod względem podawanych potraw bardzo nierówna, ceny przystępne. Moje zaciekawienie zbudziła jednak zupa fakies. Przyznam, że pierwszy raz spotkałem się z tą nazwą, choć o fakes, czyli soczewicy już kiedyś słyszałem. Zaintrygowany zapytałem więc kelnera, jak należy mówić: fakes czy fakies. Pan Jarek – kelner, menager (menadżer?), przyjaciel rodziny – z rozbrajającym uśmiechem odpowiedział, że nie wie, bo tej zupy nigdy tu nie podawano. A powinien, skoro restauracja tego typu kwiatek językowy serwuje gościom w menu (meni?). I tylko w menu.
Greckie φακες ‘soczewica’ w wersji transliterowanej (zapis kolejnych liter) to fakes, ale w wersji transkrybowanej (fonetycznej, brzmieniowej) ma wymowę nieco bardziej miękką, czyli fakies. O wersjach transkrybowanych i transliterowanych pamiętają na pewno wszyscy studenci, którzy na zajęciach Gramatyki historycznej języka polskiego z mniejszym lub większym skutkiem próbowali odszyfrować brzmienie najstarszych zabytków naszego języka.
Ważne jest, czy dany wyraz przywędrował do naszego języka za pośrednictwem pisma czy mowy. Raczej nie pomylę się, jeśli powiem, że w naszym kraju za przyrządzanie greckich smakołyków wzięli się głównie Polacy. Kuchnia śródziemnomorska dostała się więc na nasze stoły raczej dzięki książkom kucharskim, a więc za pośrednictwem pisma. Częściej więc spotkamy się z fakes, bo ta wersja bliższa jest greckiemu zapisowi.
Lubimy obce nazwy potraw, bo przecież jako zagraniczne często wydaje nam się po prostu lepsze. Jeszcze bardziej lubimy zagraniczne marki w sklepach. Szkoda tylko, że nie zawsze wiemy, jak należy je wymawiać. Zresztą skąd mamy wiedzieć, skoro nawet pracownicy sklepów lub restauracji, którzy serwują nam owe dania i towary, sami tego nie wiedzą. A ja pytam z uporem, jak należy przeczytać nazwy potraw: gyros, shoarma, tzatziki, fromage, bruschetta, gnocchi, fondeu, totilla czy marki sklepów: KappAhl, Camaieu, Zara, H&M, Levi’s, Nike, Reebok, Bijou Brigitte, Carrefour, Oragne, Quazi, Venezia.
Słowniki bardzo rzadko rejestrują podane wyrazy. Zresztą jeśli już, robią to z pewnym opóźnieniem. Nie zawsze mamy też czas i ochotę sprawdzać, z jakiego kraju pochodzi zagadkowa nazwa i jak się ją czyta w danym języku. Czasem wymaga to po prostu żmudnych poszukiwań. Ale kelner lub sprzedawca w końcu powinien to wiedzieć. A może jednak nie warto zawracać sobie tym głowy? W końcu fakies czy fakes pozostaje tylko na papierze, zarówno jako nazwa potrawy, jak i samo danie w restauracji Greek Zorba (Grek Zorba?).

3 komentarze:

  1. Kurcze a tak mnie kusiło żeby też tam pojechać! Generalnie warto?
    A co do samego nazewnictwa. Wiele nazw obcych zmienia się pod wpływem języka polskiego i rzeczywiście przez to odchodzi od oryginalnej wymowy. Jedni są zwolennikami takiego obrotu rzeczy inni wolą wymawiać tak jak wymawiają to ci, z których kraju dana rzecz pochodzi. Mnie ostatnimi czasu osobiście bawi słowo "mojito", które część młodzieży zaczęło wypowiadać (w sumie to nie wiem czemu) jako "modżajto"... amerykanizacja ;)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno warto:) Zupa cytrynowa świetna, gyros w sosie z metaksą rewelacyjny, zestaw Gyros miks II do wyrzucenia przez okno (a miał być lepszy niż Gyros miks I).

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za wskazówki! Na pewno będą przydatne :)

    OdpowiedzUsuń